środa, 28 sierpnia 2013

Nagłe zmiany kierunków czyli kryzys myślowo-biegowo-treningowo-jakiś tam

Jakoś znowu zaniedbałem blogowanie. Dopadł mnie kryzys, myślowo-biegowo-treningowo-jakiś tam.
Po Maratonie Gór Stołowych byłem w dobrym nastroju, przygotowania do B7D szły w dobrym kierunku, realizowałem sobie (mniej lub bardziej) plan treningowy pod maraton z dodatkowymi elementami siły biegowej, ogólnie wporzo. Coś nie podkusiło i zapisałem sie na Bieg na Skrzyczne, który odbywał sie pod koniec lipca. Zawsze wydawało mi sie, że mam mocną łyde i ogólnie biegi pod górę sa fajne.
Na Skrzyczne było 6,3 km i 732m przewyższenia. Stanąłem na stacie. Wystartowaliśmy, najpierw 1km po płaskim a potem w górę. No i jak zobaczyłem pierwszą górkę to miałem zamiar iść, ale jak zobaczyłem że wszyscy wbiegają to i ja wbiegłem. Ależ mi sie masakra zrobiła w głowie, w nogach i w płucach. Potem było lekkie wypłaszczenie a potem jeszcze bardziej pod górę, ale tu nikt nie biegł, wszyscy podchodzili. Później tam gdzie sie dało, biegłem, a gdzie nie to szedłem. 
Po 1:03 h osiągnąłem metę na 93 miejscu na 127 startujących. Zmachałem się okrutnie. To było dość dawno wiec nie pamiętam czy byłem zadowolony z siebie, ale chyba umiarkowanie. 
Ale jak wróciłem do Wawy to zacząłem się zastanawiać nad B7D i biegnianiem w ogóle. No i doszedłem do wniosku, że słabo jestem przygotowany na tym etapie. A bez sensu jest jechać i nie zmieścić sie w limicie, albo było w ostatnich 10% tych którzy skończyli. Chodziaż może to akurat nie było by najgorsze w takim biegu, ale w tym roku jeszcze zmniejszyli limit o 1h. Robiłem sobie estymacje i wyszło mi ze nie dałbym rady. Taka prawda, więc nie startuję.

Dziwne to wszystko. Na początku sezonu postawiłem sobie inne cele, chciałem biegać biegi górskie, ale krótsze, takie do 20km, ale nie wyszło. Zamiast tego pobiegłem Kierat i MGS. A w perspektywie był B7D.

Za to od dwóch tygodni realizuje plan na 10km, tak aby sie maksymalnie przygotować na bieg niepodległości.
Mam nadzieje, ze pobiegnę naprawdę szybko. W sensie w okolicach 41 minut.

W międzyczasie tez chciałem przebiec sie w Maratonie Warszawskim, ale jednak ten pomysł wydał mi sie kiepski.
Za to zapisałem sie na 1 000 m w Warsaw Track Cup. 

Pomału dochodzę do wniosku, że bieganie na krótsze dystanse sprawia więcej radości, a może to chodzi o fun ze ścigania się. Jak bym był w stanie w maratonie biec poniżej 4:00/km też byłby fun :)