wtorek, 27 listopada 2012

dobry koniec sezonu i szczęśliwa sierotka (chyba nie Marysia)

No i tak, cały rok kontuzje i posucha, a ostatnie zawody sukces :)
Sukces w moim odczuciu, ale to przecież najważniejsze. Przeważnie jestem bardzo krytyczny wobec swoich dokonań i nawet jeśli ktoś twierdzi, że jakiś tam czas jest super, a ja wiem że stać mnie na więcej, to uważam to za porażkę, a w najlepszym wypadku wyniki taki sobie.

Wszystko zaczęło się nie pozornie. Chciałem jeszcze w tym roku pobiec na Gezno, ale kolidowało to z Biegiem Niepodległości, na który finalnie się nie załapałem bo zabrakło miejsc. Upatrzyłem sobie zawody odbywające się we względnej bliskości Warszawy, a mianowicie w... Kielcach :) Były do zawody w ramach Pucharu Polski w Pieszych Maratonach na orientację, czyli 50 km z mapą w garści i kompasem w drugiej, w podkieleckich lasach, górkach, chaszczach. Pomyślałem sobie, że jak będzie śnieg to sobie odpuszczę, tym bardziej że nikt nie chciał ze mną jechać, w sumie to się nie dziwię, są przyjemniejsze rzeczy do robienia niż zrywanie się o 5 rano w sobotę i jechanie do Kielc by być na miejscu koło 8.00 czyli na godzinę przed startem. Okazało się jednak, że Miłosz będzie startował tyle, że na 200km rowerowej orientacji, wiec zawsze to raźniej. Na miejscu byłem o 7.40, ale się okazało że start jest interwałowy (wypuszczają zawodników w odstępach minutowych, a na minutę przed startem rozdają mapy). Mój start zaplanowany był na 9:59. Gdybym wiedział to spałbym godzinę dłużej...
Na miejscu rozdzierały mnie dylemat, w których butach pobiec. W montrail-ach masochist-ach czy w minimalistycznych New Balance-ach MT100. Wybór padł na NB z czego bylem niezmiernie zadowolony. Nie będę się rozpisywał zbytnio o samych zawodach, może w osobnym poście. Powiem tylko, że składały się z dwóch części 8 km BNO, czyli na mapie w skali 1:10000, trasa trudna górzysta, błotnista oraz części trekingowej z długimi przelotami 42 km na mapie w skali 1:50 000. Szczegóły znajdziecie tu Na BNO znalazłem wszystkie punkty, na trekingowej nie zaliczyłem dwóch, ale miałem więcej niż wymagana połowa i byłem na mecie godzinę przed czasem. I teraz uwaga:

Dało mi to 17 miejsce, na 60 startujących, z czego klasyfikowanych było 44 zawodników, co pokazuje jak trudne były to zawody :)

Mało tego, jak przyjechałem do domu okazało się, że zostałem wylosowany w konkursie gdzie nagordą jest do sklepu dla biegaczy NaturalBornRunners na kwotę 1000 zł :) Oj zakupię sobie jeszcze kilka par bucików, tak na zapas :) W sumie to jest sprawiedliwość, w totolotka ledwo uda mi się dwójkę trafić, a tu główna nagrodę :) w sumie kiedyś w losowaniu z Miłoszem wylosowaliśmy kije trekingowe :) wiec chyba warto brać udział w takich zawodach bo szansa na wylosowanie jest znacząco większa niż w innych konkursach :)

W kolejnym odcinku napiszę może trochę o więcej o zawodach, sprzecie, trudnosciach itp

wtorek, 6 listopada 2012

Przewroty, odwroty i powroty czyli dylematy rodzące dylematy

No i jak to wszystko bywa przewrotne.
Zaplanowałem sobie ciężkie 5 tygodni planu treningowego mającego zapewnić mi czas poniżej 43 minut na 10 km.
Pierwszy tydzień pięknie poszedł. W drugim tygodniu się rozchorowałem i przez cały tydzień nie biegałem, a jak już ostrzyłem sobie zęby na trzeci tydzień, to się okazało, że całe 8 000 pakietów startowych na Bieg Niepodległości rozeszło się w dwa dni. Dacie wiarę ?
Strasznie mnie to zdemotywowało. Odechciało mi się biegać, wiec z planu zrezygnowałem i biegałem przez kolejne dwa tygodnie po 1-2 w tygodniu, co w sumie dało jakieś 30 km. Aż kilka dni temu pomyślałem, a może by tak pobiec po za konkursem, bez numeru, nie brać picia po drodze, nie brać medalu. I wtedy pomyślałem sobie, że szkoda, że się zdemotywowałem, bo przez to nie realizowałem planu, a było by jak znalazł.
I taka refleksja mnie naszła czy taki bieg będzie się liczył, czy to będzie fair wobec innych uczestników którzy opłacili start ? Oczywiście w annałach Biegu Niepodległości nie będę zapisany, ale czy to tak naprawdę się liczy ? A jak pobiegnę np 42:50 to czy będę mógł się chwalić tym czasem skoro nie będzie on weryfikowalny ?
To doprowadziło mnie do kolejnej myśli, czy tam naprawdę w bieganiu chodzi o to jaki czas się uzyska na zawodach czy może liczy się sama przyjemność biegania, pomijam fakt że bieganie jakieś super przyjemne nie jest.

No więc nie znalazłszy odpowiedzi na te pytania, na wszelki wypadek zapisałem się na B7D, czyli 100km po górach i dolinach ;) To w kontekście poprzedniego posta

Ale do niego już tym razem się przygotuję jak należy. I nie będę się demotywował !