środa, 20 listopada 2013

41:32 na 10km i Bieg Potrójnej w nagrodę

No i pobiegłem 41:32 na ta dyche. Zadowolony jestem, chociaż plan zakładał zejście poniżej 40 minut. Ale potencjał jest, jak bym zrobił cały plan treningowy i ważył w okolicach 70kg to by sie udało.
Postanowiłem sobie zrobić roztrenowanie, czyli przerwę od biegania, bo mi trochę zbrzydło. Jak już pisałem wcześniej w moim przypadku trzymanie się planu treningowego pozbawia biegania tego funu, tej lekkości i swobody, która czuje osoba niestartująca w zawodach, trochę jak takie biegowe zen. Potem wchodzi plan treningowy i trzeba biegać wg. stopera, określone długości w określonym tempie, ale za to czas jaki wykonanie tego planu pozwala osiągnąć daje chyba większa radość, może dlatego ze człowiek wspomina drogę jaka przeszedł aby osiągnąć ten rezultat, wybieganie kilometry w drugim zakresie, interwały z mikroprzerwami, elementy siły biegowej itp. 

Dlatego, aby poczuć nieskrępowana radość biegania wybrałem się z przyjaciółmi na południe Polski, gdzie w wiosce Rzyki-Praciaki organizowany był bieg górski o nazwie I Jesienny Bieg Potrójnej. Głupia nazwa, ale się okazało że Potrójna na nazwa szczytu.
W sumie było 15km, 1100m w gore i 1000m w dół. A do samego biegu postanowiłem podejść lightowo, czyli nie przejmować się miejscem, cieszyć się widokami i dobrze się bawić.

Ranek był mglisty i do startu sie to nie zmieniło. Było około 4st, to taka graniczna temperatura, ciężko się ubrać, bo ni to zimno ni to ciepło, zazwyczaj jak wychodzę biegać i jest mi ciepło to wiem ze podczas biegu będzie mi gorąco. Tym razem było mi ciepło, ale wiadomo to góry wyżej będzie zniknie i będzie wiało. 


No i start i chyba trochę za szybko ruszyłem, ale biegło się swobodnie, mimo że cały czas pod gore, aż do pierwszego podejścia. Prawie 45 stopni nachylenia i jakieś 1km długości. Podchodzenie jest moja najsłabsza strona. Tu wyprzedzili mnie wszyscy, których ja wyprzedziłem po starcie w tym Leszek który zabrał kije, w tym momencie mu pozazdrościłem. Po uporaniu się z góra, było płasko, ale czułem takie kłucie w klatce piersiowej i z trudem łapałem powietrze. Ledwo biegłem w efekcie czego musiałem sie przejść trochę i straciłem z oczu grupę, z która biegłem, doszedłem jednak do siebie i rozpocząłem pogoń tym bardziej że było z górki, wiec można było sie rozpędzić. Kilku wyprzedziłem i widziałem moja grupę.



I w tym momencie zaczęło sie podejście pod Czarny Gron na góra stacje wyciągu narciarskiego. Na zbiegu musiałem sporo zyskać, bo jakie 150 metrów przed sobą miałem Leszka.

I znowu zbieg, tym razem trochę wolniej bo byłem juz troche zmęczony. Na dole stała Julka z wielkim dzwonem i zagrzewała do walki. Dźwięk niósł sie na jakiś kilometr jak na alpejskich trasach narciarskich :) była tez Ilona która robiła zdjęcia biegaczom tu link do całej Ilonowej galerii. Potem juz czekało kolejne podejście, już nie tak strome jak poprzednie, bo dawało sie miejscami podbiegac. 
Ciekawe, że nie jestem w stanie szybko podchodzić, muszę to sprawdzić i zobaczyć co trenować, bo to jest trochę irytujące. Wyrabiasz sobie przewagę na płaskim i z górki po to by stracić wszystko na podbiegu. Na szczycie potrójnej było słońce. Widać było jak doliny skąpane sa we mgle, pięknie to były widoki, ale ja musiałem biec, bo chciałem mieć to już za sobą. I wtedy rozpoczął się zbieg, z początku fajny prawie płaski, lecz w pewnym momencie zrobiło sie ostro w dół. I zupełnie nagle byłem z środku lasu pośród mgły. W sumie widok i klimat tez fajny ale podłoże najgorsze z możliwych. Mokre liście przykrywające kamienie, kamulce i gałęzie. Łatwo o wypadek. I w końcu ostatnia prosta i meta.



Potem dali zupkę, a wieczorem ognisko z kiełbasa. Było fajnie. Na 89 zawodników którzy ukończyli bylem 70. Trasa fajna, organizacja tez, może minusem jest to ze nie dla wszystkich starczyło medali, ale w sumie ile tych medali można mieć. Za rok chętnie tu wrócę. Jak juz sie nauczę jak szybko podchodzić.

niedziela, 10 listopada 2013

Chwała Bohaterom i ostatni start w tym sezonie

Dziś zrobiłem ostatni trening z planu Garmina na 10 km. Jutro start.

Plan wykonałem w 60% a najwięcej opuszczonych treningów to długie wybiegania i cross-trainingi. Zrobiłem prawie wszystkie biegi progowe oraz większość interwałów. Śrenio tygodniowo wychodziły 3 treningi, w tym dwa mocna i jeden lightowy. Ciekawe jak to się przełoży na wynik końcowy. Miesiąc temu biegłem w Biegnij Warszawo i była życiówka, 42:59. Sądzę, że gdyby nie tłum na starcie i jak zwykle niekorzystny profil trasy mogło by być 41:59. 
No ale to
 gdybania. Teraz nie będzie wymówek, startuję z drugiego sektora dla osób deklarujących życiówki na poziomie 40:00-45:00, więc dość żwawo. Trasa prosta, z jednym małym podbiegiem. Będzie chłodno, ale ma nie padać. Waga ciut poniżej 76 kg. Jedyną wymówką jest 60% planu, ale to i tak lepiej niż kiedykolwiek, zazwyczaj plan treningowy tylko zaczynałem. Ciekaw jestem jak to będzie.

Zastanawiam sie jeszcze nad strategią, choć niektórzy twierdzą, że dycha to zbyt krótki start na strategie i rekomendują podejście a la Hitchcock, zaczynasz ma maxa, a potem stopniowo przyśpieszasz :) ja mam plan taki, żeby zacząć szybko i trzymać tempo jak się da, ale to zawsze okazuje się w trakcie biegu. W BW miałem drugą połowę szybszą, przeżyłem wiec wiem, że stać mnie na poprawę dystansu.

Coż, to tyle. Po tym starcie robię przerwę od biegania, a potem mam mocne postanowienia i plany. Ale to dopiero po.

Trzymajcie kciuki i pomyślcie o tych bez których ten bieg i cała Wolna Polska były by tylko marzeniem.

Chwała Bohaterom !!