wtorek, 27 listopada 2012

dobry koniec sezonu i szczęśliwa sierotka (chyba nie Marysia)

No i tak, cały rok kontuzje i posucha, a ostatnie zawody sukces :)
Sukces w moim odczuciu, ale to przecież najważniejsze. Przeważnie jestem bardzo krytyczny wobec swoich dokonań i nawet jeśli ktoś twierdzi, że jakiś tam czas jest super, a ja wiem że stać mnie na więcej, to uważam to za porażkę, a w najlepszym wypadku wyniki taki sobie.

Wszystko zaczęło się nie pozornie. Chciałem jeszcze w tym roku pobiec na Gezno, ale kolidowało to z Biegiem Niepodległości, na który finalnie się nie załapałem bo zabrakło miejsc. Upatrzyłem sobie zawody odbywające się we względnej bliskości Warszawy, a mianowicie w... Kielcach :) Były do zawody w ramach Pucharu Polski w Pieszych Maratonach na orientację, czyli 50 km z mapą w garści i kompasem w drugiej, w podkieleckich lasach, górkach, chaszczach. Pomyślałem sobie, że jak będzie śnieg to sobie odpuszczę, tym bardziej że nikt nie chciał ze mną jechać, w sumie to się nie dziwię, są przyjemniejsze rzeczy do robienia niż zrywanie się o 5 rano w sobotę i jechanie do Kielc by być na miejscu koło 8.00 czyli na godzinę przed startem. Okazało się jednak, że Miłosz będzie startował tyle, że na 200km rowerowej orientacji, wiec zawsze to raźniej. Na miejscu byłem o 7.40, ale się okazało że start jest interwałowy (wypuszczają zawodników w odstępach minutowych, a na minutę przed startem rozdają mapy). Mój start zaplanowany był na 9:59. Gdybym wiedział to spałbym godzinę dłużej...
Na miejscu rozdzierały mnie dylemat, w których butach pobiec. W montrail-ach masochist-ach czy w minimalistycznych New Balance-ach MT100. Wybór padł na NB z czego bylem niezmiernie zadowolony. Nie będę się rozpisywał zbytnio o samych zawodach, może w osobnym poście. Powiem tylko, że składały się z dwóch części 8 km BNO, czyli na mapie w skali 1:10000, trasa trudna górzysta, błotnista oraz części trekingowej z długimi przelotami 42 km na mapie w skali 1:50 000. Szczegóły znajdziecie tu Na BNO znalazłem wszystkie punkty, na trekingowej nie zaliczyłem dwóch, ale miałem więcej niż wymagana połowa i byłem na mecie godzinę przed czasem. I teraz uwaga:

Dało mi to 17 miejsce, na 60 startujących, z czego klasyfikowanych było 44 zawodników, co pokazuje jak trudne były to zawody :)

Mało tego, jak przyjechałem do domu okazało się, że zostałem wylosowany w konkursie gdzie nagordą jest do sklepu dla biegaczy NaturalBornRunners na kwotę 1000 zł :) Oj zakupię sobie jeszcze kilka par bucików, tak na zapas :) W sumie to jest sprawiedliwość, w totolotka ledwo uda mi się dwójkę trafić, a tu główna nagrodę :) w sumie kiedyś w losowaniu z Miłoszem wylosowaliśmy kije trekingowe :) wiec chyba warto brać udział w takich zawodach bo szansa na wylosowanie jest znacząco większa niż w innych konkursach :)

W kolejnym odcinku napiszę może trochę o więcej o zawodach, sprzecie, trudnosciach itp

wtorek, 6 listopada 2012

Przewroty, odwroty i powroty czyli dylematy rodzące dylematy

No i jak to wszystko bywa przewrotne.
Zaplanowałem sobie ciężkie 5 tygodni planu treningowego mającego zapewnić mi czas poniżej 43 minut na 10 km.
Pierwszy tydzień pięknie poszedł. W drugim tygodniu się rozchorowałem i przez cały tydzień nie biegałem, a jak już ostrzyłem sobie zęby na trzeci tydzień, to się okazało, że całe 8 000 pakietów startowych na Bieg Niepodległości rozeszło się w dwa dni. Dacie wiarę ?
Strasznie mnie to zdemotywowało. Odechciało mi się biegać, wiec z planu zrezygnowałem i biegałem przez kolejne dwa tygodnie po 1-2 w tygodniu, co w sumie dało jakieś 30 km. Aż kilka dni temu pomyślałem, a może by tak pobiec po za konkursem, bez numeru, nie brać picia po drodze, nie brać medalu. I wtedy pomyślałem sobie, że szkoda, że się zdemotywowałem, bo przez to nie realizowałem planu, a było by jak znalazł.
I taka refleksja mnie naszła czy taki bieg będzie się liczył, czy to będzie fair wobec innych uczestników którzy opłacili start ? Oczywiście w annałach Biegu Niepodległości nie będę zapisany, ale czy to tak naprawdę się liczy ? A jak pobiegnę np 42:50 to czy będę mógł się chwalić tym czasem skoro nie będzie on weryfikowalny ?
To doprowadziło mnie do kolejnej myśli, czy tam naprawdę w bieganiu chodzi o to jaki czas się uzyska na zawodach czy może liczy się sama przyjemność biegania, pomijam fakt że bieganie jakieś super przyjemne nie jest.

No więc nie znalazłszy odpowiedzi na te pytania, na wszelki wypadek zapisałem się na B7D, czyli 100km po górach i dolinach ;) To w kontekście poprzedniego posta

Ale do niego już tym razem się przygotuję jak należy. I nie będę się demotywował !

piątek, 12 października 2012

plan treningowy - poniżej 43:00 na 10 000m

Trening – proces polegający na poddawaniu organizmu stopniowo rosnącym obciążeniom, w wyniku czego następuje adaptacja i wzrost poziomu poszczególnych cech motorycznych.
Plan treningowy - to usystematyzowanie tego procesu na bazie kalendarza, gdzie każda jednostka treningowa jest osobno opisana i przyporządkowana do konkretnego dnia.

I właśnie taki plan treningowy postanowiłem sobie wdrożyć celem poddania organizmu stopniowo rosnącym obciążeniom mającym na celu poprawę wyniku na 10 000m w Biegu Niepodległości. Zasadniczo to biegam bez planów, trzymając się kilku zasad, które okazują się być składowymi rozmaitych planów treningowych, a mianowicie staram się biegać 3 razy w tygodniu (prawie się udaje), staram się w weekend zrobić długie wybieganie (udaje się, weekednowe bieganie jest zawsze dłuższe niż w tygodniu), przynajmniej jeden trening powinien byc mocniejszy (z tym różnie, ale nie za często się udaje), należy biegać w ustalonym tempie (czasami biegam szybciej). Oczywiście jest tego dużo więcej, a o samych treningach napisano setki tysięcy ksiażek (zapewne).
No.
Więc postanowiłem narzucić sobie plan treningowy. Założenie było takie: jaki by on nie był, to jego dokładne, sumienne wykonanie da mi przynajmniej poczucie, że coś robiłem i że robiłem to regularnie. Problem w tym, że do Biegu Niepodległości zostało 5 tygodni (niecałe,) a większość planów jest rozpisana na 12 tygodni. Konieczna bezie modyfikacja.
Plan ściągnąłem ze strony Garmina to ten 10k intermediate. Plan zakłada dwa mocniejsze treningi biegowe, jeden biegowo-lajtowy i jedno długie wybieganie. Do tego dochodzi jeszcze jeden dzień cross-trainging czyli np rower, basen, ergometr, ścianka lub coś w podobie. Z racji nie wystarczającej ilości czasu, rozpocząłem od 6 tygodnia (Easy, żeby bylo łatwiej wejść w kierat). No i zamiast 11 tygodnia zrobię 12. Idzie mi nie źle :) Na 3 treningi zrobiłem dwa. Odpuściłem trening crossowy, bo jestem nie co przeziębiony. Ale dzielnie będę robił dalej. Ważne są tempa. Te z kolei wziąłem z Danielsa, a właściwie z McMillana, jest taka tabelka "kalkulator prędkości treningowych" i poki co gra. Z tym, że hurra optymistycznie wpisałem sobie zakładany czas na 10 000 zamiast faktycznego i chyba środowy trening z 6 tygodnia pobiegłem za szybko. Ciężko było.
No i właśnie. Mam nadzieje, ze to coś pomoże. Jak się uda tyle pobiec to zdradzę Wam kolejne plany związane z planami treningowymi. Oczywiście będę na bieżąco informował o postępach.
3majcie kciuki !!

PS.
Mam cichą nadzieję, że wykonanie planu spowoduje utratę paru kilogramów.
Wtedy będę szybciej biegł, bo będę lżejszy.
Hmm, może zamiast planu wystarczyło by się trochę pogłodzić....

wtorek, 18 września 2012

Z treningiem jest jak ze skarbonka, czyli wrażenia po B7D

Z treningiem jest jak ze skarbonka, ile włożysz tyle wyjmiesz. A że moja dała tylko 66km i ani grosza więcej, to pretensje mogę mieć tylko do siebie. Bieg 7 Dolin, składa się kila odcinków w których musisz się pojawić w określonym czas. Po 33 km, miałem 8 minut zapasu, punkt zamykali po 5:30 godzinach od startu. Po 66km i 10,5 h od startu powinienem był się zgłosić na 5 punkcie. Byłem po 12h. Punkt zamknięty koniec zabawy. Szkoda, ale nie ma co płakać na rozlanym mlekiem, za rok skończę w limicie ;)

tak wyglądała pierwsza wersja posta, spisana na szybko.

Wróciłem do domu, zgrałem dane z Garmina, przyjrzałem się wynikom, przemyślałem wszystko i doszedłem do wniosku do którego przeważnie dochodzę po takich występach. Może biegi ultra nie są dla mnie. Lubię startować w zawodach dlatego, że mogę się sprawdzić na tle innych zawodników, nie mówię o ściganiu się ale o wynikach. W biegach na 10km przeważnie kończę w pierwszych 10% zawodników startujących, na półmaratonie w pierwszych 25%, w maratonie w ostatnich 25%, a w biegach ultra w ostatnim 10%.

Co z tego wynika ?

To dobre pytanie, bo chyba powinienem biegać tylko na 10km :)
Jest też druga opcja, zacząć trenować i wtedy zmierzyć się z długimi dystansami. A może nie da się trenować do wszystkich dystansów na raz ? A może po prostu trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy trenowałem wystarczając mocno i sumiennie. Tu odpowiedź będzie negatywna. To, że do początku września pobiegłem więcej kilometrów niż w całym zeszłym roku jeszcze nic nie znaczy. Ważniejsza jest chyba jakość.

Dla mnie sezon już się prawie skończył.
Planem było zdobycie 7 punktów w UTMB, a mam 4. Teraz jeszcze kilka biegów na 10km, może coś na orientację i ... tu chciało by się napisać roztrenowanie, ale roztrenowanie może robić ktoś kto trenował. Ja po prostu wezmę się do roboty, znajdę jakiś plan i będę przepieprzał przez zimę naprawdę ostro. A na wiosnę wyznaczę sobie, nowe, lepsze i bardziej realne cele.

wtorek, 4 września 2012

w przeciwieństwie do różnic

Minął prawie rok od wpisu o Biegu Siedmiu Dolin , a to oznacza, że kolejny już niedługo.
Nie długo, bo w tą sobotę. W przeciwieństwie to poprzedniego roku w tym zamierzam wystartować. Podobnie jak w zeszłym roku zapisałem sie już w kwietniu. Podobnie jak w zeszłym roku startowałem w Kieracie (w 2011 skończyłem na 66km, w tym 100km przebiegłem w czasie 26h), w Maratonie Gór Stołowych nie startowałem, ale za to pobiegłem w Maratonie Karkonoskim i poprawiłem się o 45 minut na podobnej trasie, a DYMNO poszło mi lepiej o jakieś 3 godziny. Różnica taka, że przez cały czerwiec nie biegałem z powodu kontuzji jakiej się nabawiłem podczas Kieratu, którego 2/3 przeszedłem, bo nie dało się biec. No i zasadnicza różnica to taka, że do dnia dzisiejszego przebiegłem tyle co w całym zeszłym roku. To daje cień szansy na skończenie B7D w limicie, który jest o dwie godziny krótszy od zeszłorocznego i wynosi 17 godzin.
Cel jaki sobie stawiam do zmieszczenie się w limicie.
Jeśli kolano wytrzyma (na Maratonie Karkonoskim wytrzymało) i głowa będzie na właściwym miejscu we właściwym czasie to powinno się udać. Start w sobotę o 3 rano.
Tu znajdziecie trochę informacji o samym biegu

Cóż, trzymajcie kciuki i obserwujcie online bo na stornie Festiwalu Biegowego ponoć będzie taka możliwość, w zeszłym roku była.

A dziś startuję sobie na 1000 m w WTC , a co :)


środa, 29 sierpnia 2012

biegowa autoorganizacja życia codzinnego

Ostatnio czytałem artykuł, w którym dziennikarz starał się udowodnić jak bieganie powoduje polepszenie jakości życia. Wydźwięk był mniej więcej taki, że bieganie pomaga dotlenić mózg przez co myśli stają się jaśniejsze, że bieganie jest dobre dla mięśni, bo poprawia się ogólną kondycję i takie tam. Moją uwagę zwrócił akapit o organizacji życia. Chodziło o to, że biegacz który musi upychać jednostki treningowe, pomiędzy pracą, a piwem ze znajomymi czy śniadaniem z rodziną, a weekendowymi zakupami, przez takie kombinowanie w jakimś stopniu zarządzanie czasem, wykształca w sobie (poprzez trening oczywiście) nawyk autoorganizacji i że to w prosty sposób przekłada się na życie codzienne. Cóż, jak sobie zaplanuję jakiś trening to w 8 na 10 przypadków zostaje on zrealizowany, a z wepchnięciem treningu pomiędzy domowe obowiązki nie ma problemu, ale za cholerę nie chce mi się to przełożyć na autoorganizację życia codziennego :)

Autor na koniec pisał, że biegnie jest czasem dla siebie i można w spokoju na świeżo przemyśleć pewne sprawy, poukładać sobie w głowie. Nie wiem, ja nie jestem w stanie podczas biegania skupić się na jednej myśli dłużej niż 4 minuty, bo natychmiast przychodzi następna. Chyba jestem jakiś inny ;)

Taka myśl mnie dziś naszła podczas porannej siły biegowej i z tego zapomniałem czy robię czwarta serię czy piątą, więc dołożyłem jedną, na wszelki wypadek.

A dziś było tak:
4 km + gimnastyka + 5 lub 6 x 50 metrów pod górkę [skip A, skip C, wieloskok, sprint] + 2 km powrót do domu.

środa, 18 lipca 2012

z pasaniem bloga jest jak z bieganiem...

... w pewnym momencie przychodzą okoliczności, które odciągają od czynności, trochę nie z własnej winy, przez to właśnie trochę zaniedbałem bloga, a sporo się działo, będę starał się uzupełnić wszystko po kolei.
Ostatni post był przed biegiem Zoo, pobiegłem tam na 10km i życiówka 44:30.
Potem było Dymno, czyli 50km na orientacje, biegłem z Gabrysiem, było fajnie do 40km, zaczęła boleć mnie noga. Znowu pasmo piszczelowo-biodorowe, tylko że w lewej nodze. Doczłapałem się na 40 miejscu na 97 startujących, ale odnaleźliśmy wszystkie punkty. Później nie biegałem, żeby nie załatwić sobie nogi na amen, bo 29 maja był Kierat.
Kierat ukończyłem w 26 godzin i 35 minut. Do 30 km biegłem, a później kontuzja nie na dobre zawładnęła kolanem i doczłapałem na 241 miejscu na 350 którzy zmieścili się w limicie, ale skończyłem, 3 punkty do UTMB zdobyłem, a co :) Noga bolała, wiec nie biegałem, odważyłem się dopiero w połowie lipca, ale po 3 km zaczynałem czuć ból, wiec nie biegałem. Potem był urlop i dopiero pod koniec czerwca w górach Tadżykistanu na wysokości 2200 m n.p.m. pobiegłem 9 km, w jakiś 43 minut. Noga nie bolała. Po powrocie czyli od 4 lipca biegam prawie codziennie, póki co w systemie 4 dni biegania, jeden dzien przerwy, 3 dni biegania, jeden dzień przerwy. Nie wiem czemu tak ale jest całkiem fajnie, choć na początku biegało się megaciężko, ale teraz jest już lepiej :)
Musze się przygotować na Bieg 7 Dolin, który jest moja docelową imprezą, i jest na początku września, wcześniej będzie 10km w Biegu Powstania Warszawskiego, 28 lipca(na przetarcie), a potem 4 sierpnia Maraton Karkonoski, 44 km i 2500m przewyższenia.
No i tyle :)
będę pasał bloga regularniej i pomyślałem, żeby jakieś zdjęcia dorzucać, będzie fajniej :)

Do zo :)

środa, 18 kwietnia 2012

z kamerą wśród zwierząt czyli głód kameralnych imprez biegowych

Połówka przebiegnięta w 1:45.02. teraz kolej na 10 km, które pobiegnę w Biegu Zoo. Tabele Danielsa mówią że powinienem pobiec 47:20. Ja osobiście liczę na to i ze pobiegnę poniżej życiówki która jest obecnie na poziomie 44:48 czy jakoś tak. Aby to się udało spełnić muszę mieć średnią w poniżej 4:30/km.
Jakimś tam docelowym celem jest pobiegnięcie poniżej 40 minut, ale to pewnie nie będzie jeszcze teraz. To z kolei wychodzi poniżej 4:00/km, czyli już dość żwawo, a u mnie z tą żwawością nie specjalnie. Cały czas ważę w okolicy 82 kg, a żeby szybko biegać musiałbym ważyć 72kg, czyli 10 kg mniej. Innymi słowy doszedłem do wniosku, że poprzez samo bieganie nie da sie schudnąć, przynajmniej w moim przypadku. Nic to, może kiedyś uda mi zbić wagę :)

W biegu zoo startowałem w zeszłym roku, bardzo fajna impreza. Z biegiem czasu zaczynam wybierać mniejsze, bardziej kameralne imprezy, a tych ostatnio jest coraz więcej, wyrastają jak grzyby po deszczu. Oprócz biegu zoo jest praska dycha, dycha w Legionowie, dycha w Raszynie, GP Warszawy. Sądzę, że imprezy w których startuje 200-300 osób są lepsze przede wszystkim z tego powodu, że jest mniejszy tłok na starcie, oraz to ze umożliwiają umiejscowienie biegu w ciekawym miejscu, czyli na w zoo :) Rosnąca z roku na rok popularność takich biegów powoduje jeden zasadniczy minus, ciężko się zapisać. W tym roku ilość miejsc startowych w Biegu Zoo wynosiła 250 osób i te 250 pakietów startowych rozeszło się w 13 minut, dacie wiarę. Nawet ja zawczasu wpisałem sobie przypomnienie do kalendarza i czatowałem na godzinę zero, czyli w tym przypadku 12:00, nawet tak spotkania w pracy umawiałem, żeby być wolny w tych godzinach. No i udało się :)

Ale we wtorek zaczyna jest mój ulubiony cykl biegowy Warsaw Track Cup. 1 000 m po tartanie :)
Będę testował nowy zakup, kolce :) W kolcach nie biegałem jakieś 16 lat, będzie zabawa :) czas do pobicia 3:17 :)

środa, 28 marca 2012

Pólmaraton Warszawski wrażenia

No i po polmaratonie.
W sumie wypada się cieszyć, dobiegłem, zrobiłem zyciówke, byłem w pierwszej połowie zawodników którzy ukończyli. Ogólnie ok. Oficjalnych wyników jeszcze nie było, ale Garmin pokazał 1:45.02
Plan miałem taki aby cały czas bieg poniżej 5:00/km i do 13km udawało się. 10km pobieglem w 48 minut. Na 13km byl pobiegł pod Agrykole. Starałem się utrzymać nie tyle tempo co sile wysiłku, miałem nadzieje się na zbiegu Belwederskiej odpoczne i odrobie to co straciłem na pobiegu. Jeszcze na Gagarina było ok, ale jak wbieglem na Wislostrade to mnie postawiło i musiałem się przejść popijając izotonic i pobieglem dalej, ale to już było ponad 5:00/km. Jak już został 1km do końca do resztkami sił przyspieszyelm i .. złapał mnie skurcz łydki, po raz pierwszy w życiu. Bolało. Do dziś boli :) za mało magnezu pewnie. Chociaż może nie powinien się dziwić. W ostatniej chwili wybrałem inne buty. Nike Free run, do naturalnego biegania. No a że naturalne bieganie wymaga mocnej łydy to i skurcz nie dziwi. Chociaż mój styl biegania się nieco zmienil. Są dowody zdjęciowe ze po 20km wciąż ląduje na srodstopiu :) nawet jest takie zdjęcie gdzie nie dotykam żadna noga aflaltu, normalnie lecę :) jak będę je miał to pokaże.
Jeszcze jedna uwaga o piciu, pierwszy raz się napilem na 9 km, tuż przed tunelem, kilka lykow i przez cały tunel walczyłem z kolką. Może nie potrzebuje picia pod czas tak krótkiego biegu, a już na pewno nie będę pił na 10km. W sumie to star należy uznać za udany, chociaż mierzylem w 1:40, ale to następnym razem...

Zapis z garmina http://connect.garmin.com/activity/161330567
Pewnie znowu pojawi się w milach ;)

wtorek, 20 marca 2012

półmaraton tuż ,tuż...

Do półmaratonu zostało kilka dni. W zasadzie wszystko jest gotowe. Karbożeliki zakupione, wpisowe opłacone, numer przyznany, ładny 1545. Pytanie tylko jak z formą. I to jest dobre pytanie.
Mam sytuacją prawie analogiczna jak w zeszłym roku. Tez byłem po kontuzji na Gezno, też rozpoczynam sezon samym bieganiem, w sensie nie robiłem żadnych specjalistycznych treningów pod kątem półmaratonu, ale za to wcześniej poszedłem do lekarza i wcześniej zaleczyłem kontuzję. Bieganie rozpoczynałem od 1 stycznia. I tak w zeszłym roku od 1.01 do 20.03 przebiegłem 152 km, a w tym roku w analogicznym okresie mam już nabieganie 251 km.
Zeszłoroczny półmaraton był próbą wydłużenia dystansów, bo do tej pory biegałem dychy. Nie wiedziałem za bardzo jaką strategię przyjąć, a cel minimum jaki sobie wyznaczyłem to było poniżej 2:00. Myślę sobie, że czas poniżej 2h, to czas którym można się już chwalić.
W tym roku chciałbym pobiec szybciej niż w zeszłym, może 1:40 sie złamać nie uda, chociaż któż to wie :)

poniedziałek, 5 marca 2012

niedzielna masakra puszczą kampinowska

Masakra. To dobre słowo na to dziś dzieje się z moimi nogami. Przyczyną tego jest niedzielne bieganie w Kampinosie. Zaczęło sie jak zwykle, niewinnie. Z Gabrysiem chcieliśmy trochę pobiegać. On w planach miał 20km, ja 15 plus jakieś rytmy. Mieliśmy dobiec do 7,5 km, gdzie ja miałem rytmować, a on do miał biec do 10 km, później wrócić i mnie zgarnąć. Cały tydzień nie biegałem, więc uznałem, że 15 km to będzie aż nadto. Ale się zagadaliśmy i wyszło ponad 24 km :) Że to było lekkie przegięcie przypominają mi łydki, które bolą okrutnie :)
Na zakończenie postanowiliśmy przyśpieszyć i ścigaliśmy się do parkingu. Najszybsze tempo wyszło 2:25/km :)
Bardzo ładna pogoda była i w ogóle było fajnie :) jak ktoś by chciał sie przyłączyć na długie leniwe wybiegania po Kampinosie w niedzielny poranek to zapraszam.

zapis biegu nie wiem czemu ale pokazuje w milach, czy ktoś wie jak to zmienić ? jak się zaloguję mam w kilometrach.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Maraton Gór Stołowych

W zeszłym roku Gabryś miał pomysł, żeby przebiec 4 maratony w ciągu roku i udało mu się to. Jeden z nich był dość nie typowy, bo górski. Maraton Gór Stołowych, bo o nim mowa na stronie organizatora opisany jest tak:
Trasa prowadzi szlakami turystycznymi polskich Gór Stołowych i czeskich Broumovskich Sten. Trasa wymagająca technicznie, dużo skał, zakrętów, znaczne przewyższenia.
a) Dystans - około 42 km
b) Przewyższenia: powyżej 2500 m
Na trasie przewidziane punkty odżywcze.
Limit czasu ukończenia biegu wynosi 8 godzin.

I wszystko się zgadzało :) był to też mój pierwszy maraton. Szczerze powiedziawszy specjalnie się do niego nie przygotowywałem, trochę biegałem i postanowiłem spróbować. Pierwsze 15 km było ok, biegliśmy. Później był marszobieg, a na 22-23 km dopadał mnie biegowstręt, usiadłem i powiedziałem, że dalej nie idę. Gabryś motywował, ale to chyba na mnie nie działo. Postanowiliśmy, że biegniemy osobno, w sensie nie chciałem go spowalniać. On pobiegł dalej, a ja poszedłem dalej. Spotkaliśmy się na 30km na punkcie kontrolnym, ja się tam doczłapałem, a on się zbierał się dalej. Ponoć strasznie wyglądałem i Gab był przekonany, że zakończę w tym miejscu swój bieg, tym bardziej, że do schroniska, tam gdzie był start i baza zarazem było 500m.
Rozważałem taką opcję, tym bardziej, że do mety musiałbym się mocno sprężyć aby zdążyć przed zamknięcie mety.
Wyliczyłem sobie, żeby się z mieścić w limicie potrzebuje mieć średnie tempo poniżej 11:00/km. Najgorsze było podejście pod Błędne Skały, na odcinku nieco ponad 1,5 km przewyższenie było ponad 300m. Czułem się, jak piechur z plecakiem podchodzący pod górę i takie też miałem tempo. Ale na samej górze, była niespodzianka czyli nieplanowany punkt odżywczy, zeżarłem banana i zacząłem biec, sporo kamieni było. Na jakimś 38km zadzwonił Gab, powiedzieć że jest już na mecie. Trochę mnie to ocuciło później było z górki trochę płaskiego. Umysł ni pracował chyba dobrze, bo z daleka zobaczyłem jakąś postać z aparatem i mikrofonem, pomyślałem ze to reporter lokalnej gazety który będzie sie pastwił nad maruderami. A to była Julka:) ucieszyłem się, dostałem buziaka i słowo otuchy, a do limitu zostało jakieś 15 minut, 2 km i 250m w pionie. 665 schodów na Szczeliniec. Masakra, ale postanowiłem, że zdążę w limicie. Calośc zakończyłem w 8.03:15 sekund. O dziwo zlitowali się i wpuścili na metę, i zostałem sklasyfikowany, chociaż sam się czułem jak bym był zdyskwalifikowany.

Juz jestem zapisany na kolejna edycję i tym razem będę odpowiednio przygotowany :)
Maraton Gór Stołowych - Mapa

wtorek, 14 lutego 2012

i tak wyszło jak miało wyjść

Zaległości mi się w pisaniu porobiły, ale może to i dobrze.
ale ciekawa sprawa z tego wyszła.
Podczas ostatnich mrozów nie biegałem i zacząłem pisać takie posta:

Wiem, że nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie. Wiem, ze ninja nie może być miętka, wszystko to wiem. Pewnie się też starzeję, albo mądrzeję, bo doszedłem do wniosku że bieganie przy -18 może źle wpłynąć na zdrowie, a w szczególności na płuca. Jakbym był redaktorem Men's Health to bym napisał tak: Jak dowodzą badania norweskich lekarzy, bieganie w tak ekstremalnych temperaturach uszkadza pęcherzyki płucne, a w skrajnych przypadkach może doprowadzić do astmy. U 10 biegaczy na 100 biegających przez miesiąc w niskich temperaturach, stwierdzono zanik lewego płuca. Nic dziwnego, że norweska kadra biegaczy trenuje zimą w Australii, siejąc popłoch wśród mieszkających tam kangurów :)

A w zeszłą niedzielę zmówiłem sie z Gabem na 15km w Kampinosie.
Wstaję rano, 7.00, na termometrze -15 i piękne słoneczko, zapowiada się fajny dzień.
Biegać mieliśmy zacząć koło 8.15, ja miałem podjechac po niego o 8, 15 do Kampinosu i bieg.
Więc sobie obmyśliłem, że o tej porze powinno byś około -12st.
Przyjechaliśmy do Kampinosu a termometr w samochodzie pokazywał -19st...
Cóż, nie wypadało się wycofac więc pobiegliśmy.
Wyszło dokładnie (GPS) 15 km i to w tempie 5:43/km :)
http://connect.garmin.com/activity/149288616#.TzqKKXRf6bQ.email

Zmarzłem tak, że mi rzęsy zamarzały :)

Było by miło, jak bym założył jeszcze jedną warstwę :)





poniedziałek, 23 stycznia 2012

pomału do przodu

Z rehabilitantem umówiłem się, że nie biegam do Nowego Roku, no i nie biegałem. Nowy rok wypadał w niedziele, a zakładałem jakieś picie i kaca, wiec bieganie przełożyłem na sobotę rano :) biegłem nieco nerwowo wypatrując bólu w kolanie. Ale nic nie bolało, wiec zamiast 3 km przebiegłem 4 km:)
Dziś rano korzystając z dżdżystej pogody pobiegłem 6 km, choć planowałem 5 km, ale bardzo fajnie się biegło. Bez bólu. Chociaż muszę przyznać, że półtora miesiąca niebiegania robi swoje. Słowem, kondycji brak. No ale nie od razu Kraków zbudowali. 6 km wyszło mi w 40 minut co dało średnią 6:31/km, ale dwa razy stałem na światłach. Trochę pobiegam i będzie lepiej.
A plany mam ambitne. Do półmaratonu chcę ważyć w okolicach 75 kg, to już będzie coś :) Po świętach i nowym roku waga pokazywała 82,8 kg wiec się trochę zapuściłem. Mam nadzieje, że regularne bieganie i rozsądne podejście do jedzenia powinno zaowocować spodziewanym rezultatem. Jak już będę ważył 75 kg to zrobię zdjęcie wagi :) a moze też i swoje, może to nie głupi pomysł, ciekawe.
Musze przyznać ze lubię biegać wzdłuż trasy AK, na całej trasie jest sporo wiaduktów, w szczególności z okolicach skrzyżowania z trasą S8, wiec jest sporo podbiegów, dodatkowo jadące samochody siłą rzeczy wymuszają zmianę krajobrazu. hmm, nie ma co, piękne widoki :):)