poniedziałek, 14 listopada 2011

Gezno-srezno cz. 1

Pewnie każdy z biegaczy ma taki bieg który mu nigdy nie wychodzi.
Moim z pewnością jest Gezno. W zeszłym roku ledwo doczłapałem się do mety, bo prawe kolano nie dało rady. Werdykt jury - przeciążenie pasma piszczelowo-biodrowego. Zaleczyłem, biegałem nic się nie działo, żeby nie było łatwo to najpierw poszedłem do ortopedy w EnelMedzie (odradzam),który powyginał moją nogę, ponaciskał po czym stwierdził, że sobie coś przeciążyłem, dał maść Olfen i kazał smarować 3 razy dziennie i prze 4 tygodnie nie biegać. Dla pewności nie biegałem przez 6 tygodni. Poszedłem przed Wigilią trochę potruchtać i po 1,5 km znowu zaczęło boleć. Ależ go skląłem... potem poszedłem do przychodni Ortoreh (mają zniżką dla prenumeratorów Biegania) no tam postawili diagnozę i po miesiącu rehabilitacji już mogłem truchtać, potem biegać co raz szybciej i więcej i pobiegłem w półmaratonie Warszawskim 1:48 bez żadnego bólu, chociaż na niego czekałem.

Ten sezon zakończyć sezon postanowiłem na Gezno, żeby sobie odbić i z miłym akcentem zakończyć sportowy rok 2011.
Niestety, tym razem do wycofania się po pierwszym dniu zmusiło mnie lewe kolano. Zaczęło się od lekkiego bólu przy zbieganiu. Później już było coraz gorzej. Do mety doczłapałem się z bólem na twarzy.
Nie chcąc powtórzyć zeszłego roku, zapakowałem się z samochód i pojechałem do apteki kupić zapas leków przeciwbólowych i jakąś maść do wcierania. W nocy jak się wierciłem to czułem ból tej nogi.
Rano wstałem i poszliśmy na śniadanie. Po śniadaniu poszedłem się przebiec, od noclegu do głównej drogi było jakieś 150m pod górkę, wbiegłem z bólem, ale takim znośnym. Pomyślałem, że jak tak będzie to z przeciwbólowymi dam radę, ale jak zbiegłem z powrotem to ból był o wiele silniejszy. Żeby się upewnić wbiegłem na schody i z nich zbiegałem, przy zbieganiu ból był nieznośny, więc po rozmowie z Miłoszem ustaliłem, że odpuszczam.

Podłamałem się, nie dość, że znowu będę musiał się leczyć, chodzić na rehabilitację i płacić kupę kasy, to jeszcze zawiodłem Miłosza, który podobnie jak rok wcześniej kończył zawody solo, no i znowu nie zostaliśmy sklasyfikowani :(

O samych zawodach opowiem w następny odcinku, bo przeczytałem to co napisałem i się znowu podłamałem :(
Będzie egzystencjalistycznie. Długi bieg i długi powrót do domu sprzyja rozmyślaniom :)


czwartek, 10 listopada 2011

Praska (z)Dycha

Proszę jak czas weryfikuje mocne postanowienia. Ostatniego posta zakończyłem tak:

Co do tej dychy to nie odpuszczam i pobiegnę na maksa. Mam chytry plan, chytry w swych założeniach, bo skoro nie będę tak przygotowany jak bym chciał to zrobię eksperyment, ale o tym jeszcze Wam opowiem :)

No i dwa dni przez Praska Dychą doszedłem do wniosku, że to będzie śmierć w męczarniach, wiec zamiast ginąć w męczarniach postanowiłem nie-ginąć w Kampinosie, no i wyszło 2 x 8 km, od Palmir do kamienia Zboińskiego, tam w 53 minuty, z powrotem 46 minut.
Uwielbiam Kampinos.
Tam na czerwonym szlaku do Mogilnego Mostka, jest bardzo piaszczysta droga, słabo się po piachu biegnie, można biec pięknym singletrackiem obok, ale tam co chwila pod górkę i z górki, pod górkę i z górki. Słowem idealne warunki to robienia siły biegowej, albo piach, albo górki :)
tym razem wybrałem górki.

To w kontekście tego będzie się działo w sobotę i niedzielę, czyli Gezno :)

Byłem w zeszłym roku, ale przegrałem z kontuzją, nie wytrzymało pasmo biodrowo-piszczelowe. wróciłem po pierwszym dniu.
Ale atmosfera super, napierasz od rana do zmierzchu po górach, z mapa i kompasem w garści, zmasakrowany przy biegasz do bazy, prysznic, potem piwko, szama, ognisko i gadki z rywalami, jak to było na trasie, jak to się zgubiłem, jak to zasuwałem przez pole malin, jak organizator beznadziejnie umieścił punkt kontrolny nr 5, jak to się minęliśmy na punkcie 7. A potem spać o od rana to samo. Znaczy się bez pifka, od rana napieranie. Zawody są podzielona na dwa dni i obierając optymalną trasę wychodzi 27 + 22 km, dodatkowo oprócz innych zawodników gonia nas limity czasowe pieszego dnia 8 godz. drugiego 7 godz. Niby mało, ale to góry i dodatkowo na orientację.

Będzie fajnie, już nie moge się doczekać.
Minus taki, że góry daleko, ale co tam.
W sumie ile można klepać po asfalcie.