czwartek, 10 listopada 2011

Praska (z)Dycha

Proszę jak czas weryfikuje mocne postanowienia. Ostatniego posta zakończyłem tak:

Co do tej dychy to nie odpuszczam i pobiegnę na maksa. Mam chytry plan, chytry w swych założeniach, bo skoro nie będę tak przygotowany jak bym chciał to zrobię eksperyment, ale o tym jeszcze Wam opowiem :)

No i dwa dni przez Praska Dychą doszedłem do wniosku, że to będzie śmierć w męczarniach, wiec zamiast ginąć w męczarniach postanowiłem nie-ginąć w Kampinosie, no i wyszło 2 x 8 km, od Palmir do kamienia Zboińskiego, tam w 53 minuty, z powrotem 46 minut.
Uwielbiam Kampinos.
Tam na czerwonym szlaku do Mogilnego Mostka, jest bardzo piaszczysta droga, słabo się po piachu biegnie, można biec pięknym singletrackiem obok, ale tam co chwila pod górkę i z górki, pod górkę i z górki. Słowem idealne warunki to robienia siły biegowej, albo piach, albo górki :)
tym razem wybrałem górki.

To w kontekście tego będzie się działo w sobotę i niedzielę, czyli Gezno :)

Byłem w zeszłym roku, ale przegrałem z kontuzją, nie wytrzymało pasmo biodrowo-piszczelowe. wróciłem po pierwszym dniu.
Ale atmosfera super, napierasz od rana do zmierzchu po górach, z mapa i kompasem w garści, zmasakrowany przy biegasz do bazy, prysznic, potem piwko, szama, ognisko i gadki z rywalami, jak to było na trasie, jak to się zgubiłem, jak to zasuwałem przez pole malin, jak organizator beznadziejnie umieścił punkt kontrolny nr 5, jak to się minęliśmy na punkcie 7. A potem spać o od rana to samo. Znaczy się bez pifka, od rana napieranie. Zawody są podzielona na dwa dni i obierając optymalną trasę wychodzi 27 + 22 km, dodatkowo oprócz innych zawodników gonia nas limity czasowe pieszego dnia 8 godz. drugiego 7 godz. Niby mało, ale to góry i dodatkowo na orientację.

Będzie fajnie, już nie moge się doczekać.
Minus taki, że góry daleko, ale co tam.
W sumie ile można klepać po asfalcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz