wtorek, 2 lutego 2016

30 day challenge, czyli biegowych przemyśleń ciąg dalszy

Ostatni wpis na moim blogu jest z 20 listopada 2013 roku i dotyczył biegu na 10km + biegu Potrójnej. 

804 dni !! tyle nie pisałem !

Tu pewnie nasuwają się Wam 2 pytania. Dlaczego tak długo nie pisałem i dlaczego zdecydowałem się napisać teraz.

Odpowiedź jest prosta. Tęskniłem :)

Ale to wymaga jednak komentarza. Moje życie biegowe to tak naprawdę ciągłe potyczki z bieganiem, ze sobą, z życiem. Można powiedzieć, że moje bieganie jest wprost proporcjonalne do aktualnej fazy życia. Jest mi dobrze - biegam, jest mi źle - biegam lub zupełnie odwrotnie. Jest mi dobrze - nie biegam, jest mi źle - nie biegam. Kiedyś próbowałem odnaleźć zależności, ale nie jestem w stanie odkryć mechanizmu. Może go wcale nie ma. Czasami mam mocne postanowienie, żeby biegać, wystartować w zawodach, im dłuższy dystans tym lepiej, im mocniejsze treningi tym lepiej. Ale później zawody weryfikują. Na 100km trasie mam dość po 50km, na 50km mam dość 25km. Na 10km mam dość po 5km :) Może poprostu nie należy się tym przyjmować, tylko słuchać siebie. Mam ochotę biegać, zakładam buty i idę biegać.
A jednak cały czas biegam, mniej lub więcej, bo bieganie to walka, ze sobą, z pogodą, z kontuzjami, z przeciwnościami, z niechęcią. Kiedyś myślałem, że starty w zawodach, kręcenie życiówek jest tym co jest fajne, ale z biegiem czasu zaczynam dostrzegać fun z biegania.

Tak było po tej 10km i biegu Potrójnej z ostatniego postu. 
Pojechałem potem do Szczyrku i prawie cały tydzień biegałem sobie po górach. Sam, z mapą, zaliczając wszystkie schroniska po drodze aby podpić książeczkę PTTK odpowiednią pieczątką, napić sie gorącej czekolady i grzanego wina i pobiec dalej, bo to było fajne. Proste, szczere i niewymuszone. 

 A jednak nie :)
to był rok 2014, teraz sobie przypominam. Miałem plan taki, żeby zrobić taki sam tytuł posta jak ten ostatni tylko z inną datą :) Ale widać nie był odpowiedni czas. Niemniej jednak wtedy zrobiłem sobie jakieś 160 km przez 4 biegowe dni. Bez spinki, bez czasów, bez limitów czasowych, bez presji, bez punktów kontrolnych. Freerun.

No, ale teraz do rzeczy.
W tym roku, inaczej niż w latach poprzednich nie robiłem postanowień noworocznych, bo nie działają i zostają tylko marzeniami, bez realnych szans na realizację. Zamiast tego wprowadziłem 30 day challenge. I luty to miesiąc biegania. Postanowienie jest takie: w ciągu miesiąca przebiec 150 km. Wiem, że dla jednych to mało, dla innych to niewyobrażalny dystans. A dla mnie będzie w sam raz. To daje 5 km dziennie, lub 10 km co drugi dzień, lub 3 wybiegania po 50km :)

Będę informował :)
trzymajcie kciuki, za mnie, za challenge i za bloga :)

Yo!

PS. Mam już zrobionych 5km :)

PS. PS. A tak było w okolicach Szczyrku :)


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz