poniedziałek, 5 grudnia 2011

potyczki z Siłami Wyższymi

Dziś zaczęła się prawdziwa jesień i dziś idę do ortopedy.
Miałem termin już dwa tygodnie temu, ale sprawy pracowe nieco pokrzyżowały moje plany, ale za to mam twarde postanowienie, że dziś już nic nie stanie między mną, a ortopeda. Chociaż Siły Wyższe starają się jak mogą. Dziś rano spakowałem plecak z rzeczami do lekarza, bo tam trzeba być w krótkich spodenkach, żeby Orto mógł obejrzeć nogę i takie tam. Siły Wyższe sprawiły jednak, że ja znalazłem się w pracy, a plecak pozostał w domu. Ale trzeba walczyć.
Poddając się, spełnię plan Sił Wyższych i zostanę warzywem siedzącym przed telewizorem z puszką piwa. Zostanę bezwolnym robotem i koniec końców skończę jak robotnik w fabryce Forda dokręcających przez całe życie te same śrubki do tej samej części podwozia.
Nie mogę biegać, wiec rozstawiłem trenażer i jeżdżę w domu chcą ocalić resztki wydolności, formy, ale Siły Wyższe osnuwają moją głowę mgłą nie-chcenia-się i wiecznej maniany, efektem tego jest myśl rodząca się w mojej głowie "eee, dziś to może nie jest najlepszy dziś na ćwiczenia, jutro poćwiczę" i tak w kółko.

Spojrzałem dziś przez okno i pomyślałem o tytule mojego bloga. Sięgnąłem w zakamarki pamięci i przypomniałem sobie że wzięło się to stąd, ze kiedyś z kumplem zaplanowaliśmy wyjazd na rowery w Góry Świętokrzyskie, a była jakaś wczesna wiosna i co chwilę padało i się pilnowaliśmy, żeby jeden nie wymiękł i że jedziemy bez względu na pogodę, no matter the weather, bo nie ma zlej pogody jest tylko złe ubranie. W końcu pojechaliśmy. Nie padało, ale góry Świętokrzyskie okazały się jedynym miejscem w Polsce gdzie zalegał śnieg :) było fajnie. A bloga chciałem właśnie tak nazwać, ale domena była juz zajęta. A polska wersja "bez względu na pogodę" wydawała mi się słaba, wiec został "nie ma złej pogody".

Patrze przez okno i pogoda iście jesienna, szaroburo i pada. I tak sobie myślę, że może "no matter the weather" jest swego rodzaju ukrytą mantrą, że dam radę bez względu na wszystko, że trzeba być twardym i się nie dać Siłom Wyższym, a przynajmniej podjąć walkę. Może chodzi o to, żeby wychodzić biegać jak pada, jest błoto i w ogóle się nie chce. Może o to, im gorzej tym lepiej. Może o pracę nad sobą. Może o kształtowanie swojej psychy, żeby nie odpuszczać jak jest ciężko, bo przecież bywało gorzej, a patrząc na chwilowe załamania z perspektywy czasu dochodzimy do wniosku, że wcale nie było tak ciężko...

Takie mnie naszły jesienno depresyjne klimaty. Idę na kawę.

3 komentarze:

  1. nie filozofować, tylko napierać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no tak.
    wyjścia nie ma
    tym badziej jak się zobaczy moje plany startowe na 2012 roku i cel jaki sobie postawiłem :)

    OdpowiedzUsuń