poniedziałek, 20 lutego 2012

Maraton Gór Stołowych

W zeszłym roku Gabryś miał pomysł, żeby przebiec 4 maratony w ciągu roku i udało mu się to. Jeden z nich był dość nie typowy, bo górski. Maraton Gór Stołowych, bo o nim mowa na stronie organizatora opisany jest tak:
Trasa prowadzi szlakami turystycznymi polskich Gór Stołowych i czeskich Broumovskich Sten. Trasa wymagająca technicznie, dużo skał, zakrętów, znaczne przewyższenia.
a) Dystans - około 42 km
b) Przewyższenia: powyżej 2500 m
Na trasie przewidziane punkty odżywcze.
Limit czasu ukończenia biegu wynosi 8 godzin.

I wszystko się zgadzało :) był to też mój pierwszy maraton. Szczerze powiedziawszy specjalnie się do niego nie przygotowywałem, trochę biegałem i postanowiłem spróbować. Pierwsze 15 km było ok, biegliśmy. Później był marszobieg, a na 22-23 km dopadał mnie biegowstręt, usiadłem i powiedziałem, że dalej nie idę. Gabryś motywował, ale to chyba na mnie nie działo. Postanowiliśmy, że biegniemy osobno, w sensie nie chciałem go spowalniać. On pobiegł dalej, a ja poszedłem dalej. Spotkaliśmy się na 30km na punkcie kontrolnym, ja się tam doczłapałem, a on się zbierał się dalej. Ponoć strasznie wyglądałem i Gab był przekonany, że zakończę w tym miejscu swój bieg, tym bardziej, że do schroniska, tam gdzie był start i baza zarazem było 500m.
Rozważałem taką opcję, tym bardziej, że do mety musiałbym się mocno sprężyć aby zdążyć przed zamknięcie mety.
Wyliczyłem sobie, żeby się z mieścić w limicie potrzebuje mieć średnie tempo poniżej 11:00/km. Najgorsze było podejście pod Błędne Skały, na odcinku nieco ponad 1,5 km przewyższenie było ponad 300m. Czułem się, jak piechur z plecakiem podchodzący pod górę i takie też miałem tempo. Ale na samej górze, była niespodzianka czyli nieplanowany punkt odżywczy, zeżarłem banana i zacząłem biec, sporo kamieni było. Na jakimś 38km zadzwonił Gab, powiedzieć że jest już na mecie. Trochę mnie to ocuciło później było z górki trochę płaskiego. Umysł ni pracował chyba dobrze, bo z daleka zobaczyłem jakąś postać z aparatem i mikrofonem, pomyślałem ze to reporter lokalnej gazety który będzie sie pastwił nad maruderami. A to była Julka:) ucieszyłem się, dostałem buziaka i słowo otuchy, a do limitu zostało jakieś 15 minut, 2 km i 250m w pionie. 665 schodów na Szczeliniec. Masakra, ale postanowiłem, że zdążę w limicie. Calośc zakończyłem w 8.03:15 sekund. O dziwo zlitowali się i wpuścili na metę, i zostałem sklasyfikowany, chociaż sam się czułem jak bym był zdyskwalifikowany.

Juz jestem zapisany na kolejna edycję i tym razem będę odpowiednio przygotowany :)
Maraton Gór Stołowych - Mapa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz